wię ci jeszcze raz, że panna Polly niepokoiła się o ciebie bardzo!
— Ach tak! — odparła Pollyanna, przypominając sobie pytanie, jakie miała zadać ciotce po powrocie — bardzo mi przykro, że się niepokoiła z mojego powodu.
— A ja się z tego bardzo cieszę — odparła Nansy.
Pollyanna spojrzała na nią ze zdziwieniem.
— Cieszysz się, że ciocia niepokoiła się o mnie?
Ależ, Nansy, to wcale nie tak się gra w zadowolenie!
Tu się niema z czego cieszyć.
— Ach, wcale nie myślałam grać w zadowolenie! Ty nawet nie domyślasz się, co to znaczy, że panna Polly niepokoiła się o ciebie, dziecinko!
— To znaczy, że się męczy, a to jest bardzo przykre uczucie. Cóż to może znaczyć więcej?
— A więc ci powiem: to znaczy, że panna Polly tym razem zrobiła to nie z obowiązku!
— Jakto, Nansy? — zawołała Pollyanna zgorszona. — Ciocia Polly zawsze przecież spełnia swe obowiązki. Jest to osoba bardzo obowiązkowa — mówiła, bezwiednie powtarzając słowa pana Pendltona.
Nansy roześmiała się.
— Owszem, jest taka i taka zawsze była, ale od czasu jak jesteś u nas, zaszła w niej pewna zmiana.
Pollyanna zamyśliła się.
— Wiesz, Nansy, chciałam cię o coś zapytać.
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.