Jak ci się zdaje, czy ciocia Polly chętnie trzyma mnie u siebie? Czy odczułaby moją nieobecność?
Nansy zastanawiała się nad tą sprawą dość często i gdyby pytanie to było zadane dawniej, czuła, że trudnoby jej było odpowiedzieć szczerze, nie raniąc serduszka dziewczynki. Lecz dziś niepokój panny Polly i wysłanie parasola zmieniło jej przekonanie o stosunku panny Polly do siostrzenicy. Mogła więc na to pytanie odpowiedzieć inaczej.
— Czy chętnie cię trzyma? — zawołała. — Czy odczułaby twą nieobecność? A czyż nie to samo mówiłam ci w tej chwili? Czy nie posłała mnie w pośpiechu z parasolem, zauważywszy na niebie chmury? Czy nie kazała przenieść cię o piętro niżej, żebyś miała ładniejszy pokoik? A tyle innych drobnych dowodów, czyż nie świadczą o tem, żeś złagodziła jej charakter? A piesek? a kotek? A chociażby jej sposób mówienia do mnie i wiele, wiele innych rzeczy? Nie wyobrażasz sobie nawet, do jakiego stopnia brakłoby jej ciebie, gdybyś stąd odeszła.
Twarzyczka Pollyanny zajaśniała po tych słowach radością.
— Ach, Nansy, jak to dobrze! Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że jestem cioci Polly potrzebna!
— Teraz naprawdę nie mogłabym jej opuścić — myślała Pollyanna, idąc do swego pokoju. — Wiedziałam, że mi jest dobrze z ciocią, ale nie przypuszczałam nigdy, aby jej było dobrze ze mną!
Pozostawało więc zawiadomić o tem postano-
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.