Ani na drugi dzień, ani następnych Pollyanna do szkoły nie poszła. Nie zauważyła tego jednak, gdyż z powodu gorączki, która nie ustępowała, nie zdawała sobie dokładnie sprawy z tego, co się działo wokoło. Dopiero po tygodniu gorączka spadła, ból ustąpił i wtedy Pollyannie trzeba było opowiedzieć na nowo wszystko, co się z nią stało.
— Więc jestem tylko zraniona, a nie chora — powiedziała, wysłuchawszy opowiadania. — To bardzo dobrze!
— Dlaczego dobrze, Pollyanno? — zapytała że zdziwieniem ciotka.
— No pewnie, ciociu — odparła Pollyanna — że lepiej mieć złamaną nogę, jak pan Pendlton, niż być chorą przez całe życie, tak jak pani Smith! Złamana noga zrośnie się, a kaleka pozostanie zawsze kaleką.
Panna Polly gwałtownie wstała, gdyż nie mogła znieść wzroku siostrzenicy i, podszedłszy do biurka, zaczęła odruchowo przerzucać książki i bezcelowo przestawiać z miejsca na miejsce różne przedmioty. Nie wyobrażała sobie, czy kiedykolwiek będzie miała odwagę powiedzieć dziewczynce, że to nie było złamanie, lecz zupełnie co innego.
Pollyanna tymczasem przypatrywała się ruchomym promieniom tęczowym, których pełno było w pokoju z powodu porozwieszanych na oknie szkiełek.
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XXII.
Pan Jan Pendlton.