koła opieki. Parę tygodni, spędzonych tam do chwili wyjazdu, wydawały jej się latami, a obecnie była tak szczęśliwa, że ukochana ciocia, choć nieznana, zgodziła się wziąć ją do siebie.
Nansy, chociaż była prostą dziewczyną, zrozumiała jednak odrazu, że promienny i radosny nastrój dziewczynki nie spotka oddźwięku w duszy panny Polly, nic jednak nie mówiła, słuchając z przyjemnością szczebiotu dziewczynki.
Gdy wreszcie Pollyanna z Nansy stanęły na progu, panna Polly nie wstała, aby przywitać siostrzenicę. Podniosła tylko oczy od książki, którą trzymała, i na powitanie wyciągnęła rękę, na każdym palcu której dużemi literami było jakby wypisane słowo „obowiązek“.
— Jak się masz, Pollyanno? Ja......
Nie mogła jednak powiedzieć nic więcej, gdyż dziewczynka w paru susach przebiegła pokój i rzuciła się w objęcia ciotki, zgorszonej tym niespodziewanym atakiem.
— Ciociu, kochana ciociu Polly! Jak bardzo się cieszę, że ciocia pozwoliła mi przy sobie zamieszkać — mówiła przerywanym głosem dziewczynka. — Ciocia nie ma pojęcia, jak przyjemnie będzie z ciocią i z Nansy po tych paniach z koła opieki!
— Możliwe; chociaż nie znam tych pań, należących do koła opieki — odparła panna Polly, starając się wyswobodzić z uścisku małych rączek i rzucając rozgniewany wzrok w stronę Nansy, stojącej wciąż na progu.
— Nansy może odejść! Pollyanno, proszę zacho-
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.