Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/152

Ta strona została uwierzytelniona.

manie i cieszy się z tego, mówiąc, że woli mieć złamane nogi, tak jak pan, niż być stale chorą, jak pani Smith. Cały czas mówi o tem! Boże, jakie to straszne!
Pan Pendlton widział znękaną pannę Polly, oraz oczy jej pełne łez, i bezwiednie myśli jego wróciły do tego dnia, kiedy Pollyanna, opierając się namowie, aby zamieszkała u niego, powiedziała mu, że nie mogłaby opuścić swej ciotki. Wspomnienia te spowodowały, że zwrócił się do panny Polly i cichym stłumionym głosem odezwał się:
— Czy pani wie, panno Harrington, że ja usiłowałem namówić Pollyannę, aby zamieszkała u mnie?
— U pana?
Pan Pendlton zadrżał na dźwięk głosu, jakim te słowa zostały wypowiedziane, lecz mówił dalej:
— Tak! Domyśla się pani zapewne, że chciałem ją adoptować i, naturalnie, uczynić moją spadkobierczynią.
Panna Polly zmiękła. Zrozumiała nagle, jaka świetna przyszłość otwierała się przed Pollyanną, zawdzięczając temu adoptowaniu i zapytała siebie w duchu, czy Pollyanna ze względu na swój wiek mogłaby być na tyle interesowną, aby ją nęcił majątek pana Pendltona.
— Kocham bardzo Pollyannę — mówił w dalszym ciągu pan Pendlton — kocham ją dla niej i dla jej matki, i na nią chciałem przenieść całą, ukrytą we mnie w ciągu lat, miłość.
Miłość! Panna Polly raptem uprzytomniła sobie, że to ona pierwsza wzięła do siebie dziewczynkę, tę tak spragnioną czułości i pieszczot dziew-