wywać się przyzwoicie. Nawet nie zdążyłam cię obejrzeć!
Pollyanna cofnęła się wciąż uśmiechając się, już jednak z pewnem zakłopotaniem.
— Rzeczywiście! Ale ja nie jestem ładna, bo mam piegi. Poza tem muszę cioci wytłumaczyć pochodzenie tej sukienki w duże czerwone kraty, dziurawej na łokciach. Ojciec mój mówił......
— Dosyć, Pollyanno! Proszę nie myśleć o tem, co mówił ojciec — przerwała sucho panna Polly. — Masz pewnie jakiś kuferek z rzeczami?
— O tak, ciociu! Panie z koła opieki podarowały mi ładny kuferek. Coprawda, niema tam nic nadzwyczajnego, gdyż ostatniemi czasy koło opieki nie otrzymywało prawie wcale ubrań dla dziewczynek; lecz są tam książki ojca, bo pani White mówiła, że muszę je wziąć ze sobą. Ciocia wie, że tatuś......
— Pollyanno! — przerwała znów ciotka — jedno musisz zrozumieć i zapamiętać: nie życzę sobie, abyś mi wspominała o swym ojcu!
Dziewczynka wstrzymała oddech.
— Czyżby ciocia chciała powiedzieć, że... zatrzymała się, jakby szukając odpowiednich wyrazów, a panna Polly skorzystała z tej przerwy, mówiąc:
— Chodźmy teraz do twego pokoju. Kufer już pewnie tam jest. Chodź za mną.
Pollyanna bez słowa protestu udała się za ciotką z oczyma pełnemi łez, lecz z główką podniesioną do góry.
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.