jeszcze raz przyprowadzić Dżimmi do pana! Ale jest to niemożliwe! Ach, mój Boże! Co to za nieszczęście! No, ale teraz już naprawdę idę! — przepraszam pana i do widzenia! — dodała, wychodząc.
∗
∗ ∗ |
Wkrótce wiedzieli wszyscy, iż znakomity lekarz, specjalista z New-Yorku orzekł, że Pollyanna nie będzie mogła chodzić, i nigdy jeszcze całe miasto nie było niczem tak wzruszone. Wszyscy znali przynajmniej z widzenia radosną, zlekka piegowatą twarzyczkę, mile i uprzejmie uśmiechającą się do każdego i prawie wszyscy wiedzieli o słynnej grze Pollyanny.
I pomyśleć tylko, że nie spotkają już tej promiennej twarzyczki, nie zobaczą już radosnego uśmiechu o każdej porze dnia! Wszystko to zdawało się czemś niemożliwem, okrutnem, czemś nie do uwierzenia.
Mówiono o niej i w kuchni, i w salonie, i na spacerach, a miejscowe panie płakały przy tem rzewnie; panowie, gdy się spotkali czy na ulicy, czy w sklepie, mówili o niej ze szczerem współczuciem.
A tymczasem Pollyanna martwiła się i rozpaczała — że nie będzie mogła nadal grać w zadowolenie.
Każdy chciał się czegoś dowiedzieć o chorej, i panna Polly ze zdziwieniem przyjmowała odwiedziny znajomych i nieznajomych panów, pań i dzieci,