odparł łagodnie. — Powiedz jej pani, że spodziewałem się, iż ją tem ucieszę!
— No... tak... powiem — odpowiedziała machinalnie panna Polly.
— Dziękuję — rzekł pan Pendlton i pośpiesznie wyszedł z pokoju.
Panna Polly stała wciąż nieruchomo i nie mogła przyjść do siebie. Poprostu nie wierzyła swoim uszom! Więc pan Pendlton adoptuje Dżimmi! Pan Pendlton! Ten bogacz mrukliwy, uważany powszechnie za największego egoistę i skąpca — adoptuje chłopca! I to jakiego!
Po chwili jednak panna Polly, jeszcze nie całkiem przyszedłszy do siebie, udała się do pokoju Pollyanny.
— Pollyanno! Mam dla ciebie nowinę! Otóż przed chwilą był tu pan Pendlton i prosił, aby ci powiedzieć, że bierze do siebie Dżimmi. Pan Pendlton spodziewa się, iż ta nowina sprawi ci przyjemność!
Zamyślona twarzyczka Pollyanny zapłonęła nagle szczerą radością!
— Przyjemność? — zawołała — ależ ja jestem wprost szczęśliwa! Ciocia nie ma pojęcia, jak pragnęłam znaleźć dla Dżimmi przytułek! A tem bardziej taki! Poza tem cieszę się również i za pana Pendltona, gdyż teraz wreszcie będzie miał w domu „obecność“ dziecka.
— Co będzie miał?
Pollyanna zarumieniła się. Przypomniała sobie, że ciotka nic nie wie o tem, iż pan Pendlton chciał ją adoptować, a teraz za nic nie mogła tego
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.