Pollyanna zaś skwapliwie rozglądała się dokoła, jakby starając się zobaczyć każdy szczegół tego wspaniałego domu i odgadnąć, za któremi drzwiami kryje się jej pokoik, ten kochany cudny pokoik z obrazami i dywanami, w którym ulokuje ją ciotka!
Minęły jeszcze jedne drzwi i znów szły schodami. Lecz tu ściany były puste i było prawie ciemno. Potem trzeba było iść ostrożnie, gdyż po obu stronach wąskiego przejścia stały jakieś kufry, pudła i walizy.
Powietrze było tu ciężkie, duszne.
Wreszcie panna Polly otworzyła małe, niskie drzwi.
— Oto, Pollyanno, twój pokój! — Kufer już stoi na miejscu. Czy masz klucz od niego?
Pollyanna kiwnęła główką, niezdolna wymówić ani słowa, tak była zaskoczona różnicą w wyglądzie pokoju, w którym się znalazła, a tym, jaki stworzyła w swej wyobraźni.
Ciotka zmarszczyła brwi.
— Pollyanno! Gdy o coś pytam, proszę mi odpowiadać jak się należy, a nie kiwnięciem głowy.
— Rozumiem, ciociu!
— Znajdziesz tu wszystko, czego ci potrzeba. Zaraz przyślę Nansy, aby pomogła ci rozpakować rzeczy. Obiad jemy stale o godzinie szóstej — dodała, opuszczając pokój.
Pollyanna przez chwilę stała nieruchomo, potem przebiegła wzrokiem po gołej podłodze, gołych ścianach, oknach pozbawionych firanek i podeszła do swojego kuferka, tego samego, który
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.