Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

Nansy opowiedziała w dalszym ciągu, jak Pollyanna stosowała grę w zadowolenie do niej samej, do jej rodziny, do pani Smith i do wielu, wielu innych osób, a panna Polly słuchała z zapartym oddechem, nie mogąc przyjść do siebie ze wzruszenia.
— Ale dlaczegóż mnie nic o tem nie mówiła? — spytała wreszcie. — Dlaczego zawsze, gdy ją o to pytałam, robiła z tego taką tajemnicę?
— Pani wybaczy — powiedziała wtedy Nansy — pani sama zabroniła jej mówić o ojcu, a przecież nie mogła wytłumaczyć tej gry, nie wspominając o nim.
Panna Polly przygryzła wargi.
— Pollyanna chciała pani pierwszej powiedzieć o wszystkiem, gdyż potrzebowała do tej gry kogoś bliskiego, ale wobec tego zakazu nie odważyła się, i wtedy ja ofiarowałam się grać z nią!
— A ci wszyscy inni? — zapytała panna Polly wzruszonym głosem.
— Ach, proszę pani! Obecnie już wszyscy niemal znają tę grę, gdyż Pollyanna nie robiła z niej tajemnicy. Dlatego też teraz, gdy stał się ten okropny wypadek, wszyscy są poprostu zrozpaczeni, martwią się, że biedne dziecko nie będzie mogło zastosować swej ulubionej gry do siebie. A chcą, żeby Pollyanna wiedziała, że grają w tę grę, gdyż pragnieniem jej było mieć jak najwięcej zwolenników!
— Znam kogoś, kto będzie bardzo gorliwym jej zwolennikiem — szepnęła drżącym ze wzruszenia głosem panna Polly, skierowując się ku wyjściu.
Nansy spojrzała za wychodzącą i pomyślała: