Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

doktór Chilton sam ją zbadać i dlatego bardzo chce ją zobaczyć. Tylko powiedział panu Pendltonowi, że pani nie zgodziłaby się na to...
Twarz panny Polly pokryła się silnym rumieńcem.
— Ależ, Dżimmi, ja nie mogę... nie mogłabym... to znaczy... ja nie wiem — wołała panna Polly, załamując ręce.
— Właśnie dlatego przyszedłem — powiedział Dżimmi spokojnie. — Mówili, że z pewnych powodów, których nie zrozumiałem, pani nie zgodzi się, aby doktór Chilton przyszedł, że pani odmówiła już doktorowi Warrenowi, że doktór Chilton sam nie może przyjść bez zaproszenia z powodu jakiejś tam ambicji zawodowej i jeszcze dużo innych rzeczy. Mówili potem, że gdyby tak ktoś powiedział pani o tem wszystkiem... tylko nie wiedzieli kto, a wtedy ja pod oknem pomyślałem, że mógłbym to zrobić i natychmiast przybiegłem. Czy pani teraz wszystko zrozumiała?
— Owszem, Dżimmi, ale kto jest ten doktór? — pytała nerwowo panna Polly. — Gdzie on jest? Czy oni są pewni, że potrafi uzdrowić Pollyannę?
— Nie wiem, tego nie mówili. Tylko doktór Chilton wspominał, że ów doktór wyleczył już podobny wypadek. Zresztą chodziło im o to tylko, żeby doktór Chilton mógł zobaczyć i zbadać Pollyannę. Pani go teraz poprosi! Nieprawdaż?
Panna Polly odwróciła głowę. Początkowo nawet myślał Dżimmi, że płacze. Lecz panna Polly nie płakała i po chwili powiedziała stanowczo:
— Owszem, zawezwę go! Zrobię to nawet za-