— Niewiadomo, kochanie, może pewnego dnia.... — lecz nie dokończyła, gdyż nie śmiała jeszcze mówić o tej nadziei, którą dał jej doktór Chilton. Po chwili jednak powiedziała coś, co już było wystarczającem dla Pollyanny:
— Pollyanno! W przyszłym tygodniu udasz się w podróż. W wygodnem małem łóżeczku przeniosą cię do wagonu i zawiozą daleko stąd, do lecznicy pewnego doktora, który leczy podobne wypadki bezwładu nóg. Jest to przyjaciel doktora Chiltona. Zobaczymy, co potrafi dla ciebie zrobić.
„Kochani Ciociu i Wuju!
Już, już mogę chodzić! Przeszłam dziś od łóżka do okna! Coprawda, sześć kroków tylko, ale jak dobrze być na nóżkach! Wszyscy doktorzy patrzyli i uśmiechali się, a pielęgniarka płakała. Jedna pani, która jest tu w lecznicy i zaczęła chodzić w zeszłym tygodniu, przyszła sama popatrzeć, — a druga, która spróbuje chodzić dopiero za kilka dni i którą przyniesiono, aby zobaczyła, jak się to odbywa, śmiała się i klaskała z radości w dłonie. Nawet mała murzynka, która myje podłogi, patrzyła przez drzwi i, zdaje mi się, też płakała. Nie rozumiem tylko, dlaczego one płaczą? Jabym krzyczała i śpiewała z radości! Pomyśleć tylko, że mogę chodzić, chodzić, chodzić! Teraz już nie szkoda mi tych sześciu miesięcy, które tu przeleża-