jest przecież panią z koła opieki, lecz moją prawdziwą ciocią!
— Dobrze więc! Pamiętaj, abyś nie była niewdzięczna i nie zapominała o swoich obowiązkach! — rzekła panna Polly, kierując się ku wyjściu.
— Dziś po południu — dodała już w drzwiach — pojedziemy do miasta po sprawunki. Rzeczy, które z sobą przywiozłaś, nie nadają się dla mojej siostrzenicy, i nie spełniłabym mego obowiązku, gdybym nie ubrała cię odpowiednio!
Pollyanna westchnęła. Odczuwała coraz żywszą niechęć do wyrazu, tak często używanego przez swą ciotkę, a cała przyszłość stawała przed jej oczyma jako jeden długi szereg obowiązków, bez końca.
W południe panna Polly z siostrzenicą pojechała do miasta, leżącego w odległości pół kilometra od dworu, aby zaopatrzyć Pollyannę w komplet nowych sukienek i bielizny. Nie było to rzeczą zbyt łatwą, to też z ostatniego sklepu panna Polly wychodziła z uczuciem ulgi, jak człowiek, który szedł gdzieś śliską, wąską ścieżką nad przepaścią i wreszcie stanął na równem miejscu, nie zagrażającem żadnem niebezpieczeństwem.
Pollyanna zaś, odwrotnie, była zachwycona wyprawą, ponieważ, jak powiedziała jednemu z subjektów sklepowych — znacznie przyjemniej jest kupować sukienki w dużym pięknym sklepie, niż