— Tego nie powiedziałam. To tylko pewne, że gdy powraca, pisze książki, w których opisuje swoje podróże i odkrycia w dzikich krajach. Ale gdy tu jest w kraju, wydaje zaledwie tyle, ile potrzeba na życie.
— Bo on na pewno oszczędza dla tych dzikich pogan — upierała się Pollyanna. — W każdym razie to dziwny człowiek! I jestem bardzo zadowolona, że mówi ze mną.
Gdy Pollyanna po upływie kilku dni odwiedziła powtórnie panią Smith, zastała ją, jak poprzednio, leżącą w ciemnym pokoju.
— To ta mała dziewczynka od panny Harrington, mamusiu — oznajmiła cichym głosem jej córka, Milly.
Pollyanna zbliżyła się do chorej.
— Ach, to ty — odezwał się zniecierpliwiony głos z łóżka. — Pamiętam cię! Zresztą mam wrażenie, że kto cię raz zobaczy — nie zapomni cię. Pragnęłam bardzo, byś przyszła wczoraj. Byłaś mi potrzebna!
— Naprawdę? Cieszę się, że pani czekała na mnie tylko od wczoraj do dziś — odpowiedziała wesoło Pollyanna, stawiając na krzesło koszyczek.
— Boże, jak tu ciemno! — dodała, idąc do okna, aby podnieść sztorę. — Chciałabym zobaczyć, czy pani się czesze tak, jak pani pokazałam. O, widzę,