że nie! Ale to nic nie szkodzi! Przynajmniej będę mogła znów panią uczesać! Ale to potem, a teraz pokażę, co pani dziś przyniosłam!
Chora poruszyła się niespokojnie na łóżku.
— Jakby to, co mi pokażesz, mogło wpłynąć na zmianę mego gustu — powiedziała niechętnie.
— Ale niech pani zgadnie! Na co ma pani dziś chęć? — szczebiotała rozpromieniona Pollyanna, biorąc do ręki koszyk.
Chora zmarszczyła brwi i milczała przez chwilę. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ponieważ była przyzwyczajona chcieć zawsze tego, czego nie miała, a nie wiedziała — co jest w koszyczku, była trochę zakłopotana.
— Jest tam pewnie rosół — powiedziała wymijająco.
— Właśnie przyniosłam go — odpowiedziała Pollyanna.
— Ale to nie jest to, na co dziś miałam ochotę — westchnęła teraz chora — dziś zjadłabym chętnie kawałek kurczęcia!
— Przyniosłam i kurczę! — zawołała wesoło Pollyanna.
Pani Smith podniosła się na łóżku bardzo zdziwiona.
— Jakto? Przyniosłaś i rosół i kurczę? — zapytała.
— Nawet i galaretkę z nóżek cielęcych — odpowiedziała dumnie Pollyanna, zadowolona ze swej pomysłowości. — Chciałam, żeby pani wreszcie mia-
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/56
Ta strona została uwierzytelniona.