Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/58

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie rozumiem — przerwała pani Smith, tonem nieco podrażnionym.
— Zaraz powiem. Otóż potem pani White cieszyła się, słysząc muzykę, że nie jest głucha, jak jej siostra. Bo, widzi pani, ja ją nauczyłam mojej gry!
— Jakiej gry?
Pollyanna klasnęła w rączki.
— Ach prawda, zapomniałam zupełnie! Przecie szukałam czegoś, z czego pani też mogłaby się cieszyć!
— Co chcesz przez to powiedzieć? — mówiła zniecierpliwiona i już wyraźnie podrażniona chora.
— Przecież obiecałam pani! Czyż pani nie pamięta, jak będąc zeszłym razem u pani, obiecałam wyszukać coś, z czego mogłaby pani być zadowolona nawet leżąc przez cały dzień w łóżku?
— No, tak, przypominam sobie, ale nie myślałam, żeś mówiła to poważnie.
— Jak najpoważniej, proszę pani — odparła Pollyanna. — I znalazłam! Co prawda, było to niełatwo i muszę się przyznać, że przez długi czas nie przychodziło mi nic do głowy, lecz wkońcu znalazłam!
— Hm... Ciekawa jestem, co to jest — rzekła pani Smith tonem niedowierzającym i trochę drwiącym.
Pollyanna chwileczkę milczała, a potem zaczęła uroczyście:
— Otóż myślę, że pani powinna cieszyć się z tego, że nie wszyscy zmuszeni są, tak jak pani, pozostawać w łóżku... bo, — dodała pośpiesznie,