Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

— Słucham panią — odpowiedziała służbiście Nansy. — Co za cud! — dodała w duszy, a za chwilę, radośnie oznajmiała Pollyannie:
— Czy wiesz, maleńka, że dziś będziesz spała w pokoju, który się mieści na pierwszem piętrze pod tym, który zajmujesz obecnie.
Pollyanna pobladła ze wzruszenia.
— Co ty mówisz, Nansy? To niemożliwe! To nie może być prawdą!
— Właśnie, że prawda — odpowiedziała Nansy triumfalnie — kazano mi przenieść wszystkie twoje rzeczy o piętro niżej, i robię to na wszelki wypadek jak najprędzej, aby czasem nie zaszła jaka zmiana w postanowieniu.
Pollyanna już nie słuchała. Przeskakując po dwa stopnie naraz, zbiegła schodami na dół, a dwoje z hukiem zatrzaśniętych drzwi i przewrócone krzesło świadczyły wymownie o pośpiechu, z jakim szukała swej ciotki.
— Ciociu! Kochana ciociu! Czy to możliwe, że ciocia daje mi ten pokój, w którym jest wszystko: dywany, firanki i trzy obrazy, nie licząc cudnego widoku z okna, gdyż wychodzi ono na tę samą stronę, co i okna pokoiku na poddaszu! O ciociu!
— Pollyanno — przerwała panna Polly — cieszy mię, że jesteś zadowolona z tej zmiany, a ponieważ lubisz ładne rzeczy, przypuszczam, że potrafisz odpowiednio z niemi się obchodzić. Oto wszystko! A teraz podnieś i postaw na miejsce krzesło. Poza tem w ciągu pół minuty dwa razy trzasnęłaś drzwiami.
Panna Polly mówiła tonem surowym, bardziej