Ty też masz piegi... Bądź więc zadowolony, bo tam niema lustra... A widok, który będziesz miał z okna, jest piękniejszy nad wszystkie obrazy, które możnaby porozwieszać na ścianach. Jestem przekonana, że będziesz z tego pokoju zadowolony...
Pollyanna zatrzymała się, gdyż brakło jej tchu!
— Co za szczęście — zawołał Dżimmi, więcej odczuwając może, niż rozumiejąc to, co mu mówiła Pollyanna; następnie dodał: — nigdy nie myślałem, że można tak długo mówić jednym tchem!
Pollyanna roześmiała się.
— Bądź więc zadowolony, bo gdy w ten sposób mówię, ty możesz nie mówić!
Gdy przyszli do domu, Pollyanna, przyprowadziwszy zlekka do porządku zewnętrzny wygląd Dżimmi, wprowadziła go do pokoju ciotki, mocno zdziwionej widokiem obcego chłopca.
— Ciociu Polly! — powiedziała dumnie — tym razem znalazłam i przyprowadziłam kogoś, kto znacznie więcej wart, niż Fluffi i Buffi! Jest to prawdziwy, żywy chłopiec! Z początku będzie mógł spać w pokoiku na poddaszu — nic mu to nie zaszkodzi. Powiada, że będzie pracował, ale ja bym go większą część dnia potrzebowała do zabaw.
Panna Polly z początku zbladła, potem zaczerwieniła się tak, jakby cała krew spłynęła jej do twarzy. Nie rozumiała wszystkiego, lecz to, co zrozumiała, wystarczyło.
— Pollyanno, co to znaczy? Kto jest ten brudny mały chłopiec? Gdzieś go znalazła? — pytała ostro.
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.