Dnia tego drugie śniadanie upłynęło prawie w milczeniu. Wprawdzie Pollyanna zaczynała mówić, ale jakoś bez powodzenia, przeważnie dlatego, że cztery razy zmuszona była zatrzymać się w środku zdania z powodu słowa „zadowolona“, które aczkolwiek zakazane przez pannę Polly, nasuwało się na usta jej bez przerwy i za każdym razem sprowadzało rumieniec na twarzyczkę Pollyanny.
Za piątym razem jednak panna Polly powiedziała:
— Mów już, mów, dziecko, jeśli nie możesz się powstrzymać od tego. Wolę już słyszeć to słowo, niż widzieć, że robię ci tym zakazem tyle kłopotu.
Pollyanna z wdzięcznością spojrzała na ciotkę.
— Dziękuję ciociu, to było takie trudne nie używać tego słowa! Ciocia rozumie przecież — ja tak długo bawiłam się w tę grę!
— W jaką grę? — zapytała znów panna Polly.
— W tę, którą ojciec... lecz znów się zatrzymała, widząc, że wkracza ponownie na zakazany temat.
Panna Polly zmarszczyła brwi i już do końca śniadania nie przemówiła ani słowa.
Gdy po śniadaniu Pollyanna usłyszała jak ciotka jej telefonowała do przewodniczącej Koła Opieki, zawiadamiając ją, że nie będzie mogła przyjść na dzisiejsze zebranie z powodu bólu głowy — nie zmartwiła się wcale. A gdy po tej rozmowie panna Polly udała się do swego pokoju i zamknęła za
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XI.
Pollyanna na zebraniu pań z dobroczynności.