Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

— No, no, przepraszam cię, dziecko! To wszystko ta głupia noga! A teraz posłuchaj! — zatrzymał się na chwilę, przezwyciężając widocznie ból, wsunął rękę do kieszeni, wydobył pęk kluczy i oddzieliwszy jeden, podał go Pollyannie.
— O pięć minut drogi, idąc tą oto ścieżką, jest mój dom. Tym kluczem otworzysz drzwi wejściowe i wejdziesz do przedpokoju. Nawprost będą drugie drzwi, a gdy je otworzysz, zobaczysz na małym stoliku telefon. Czy potrafisz posługiwać się telefonem?
— Owszem, proszę pana! Pewnego razu, gdy ciocia Polly...
— Teraz nie chodzi o ciocię Polly — przerwał pan Pendlton, usiłując poruszyć się. — Przy telefonie leży książka, spis abonentów, poszukasz w niej numeru telefonu doktora Chilton‘a. Przypuszczam, że potrafisz to zrobić?
— O, proszę pana, często przeglądałam u cioci spis abonentów! Jest tam tyle takich śmiesznych nazwisk i...
— Powiesz więc doktorowi Chilton‘owi, że Jan Pendlton leży u stóp skały Małego Orła ze złamaną nogą i że prosi pana doktora o natychmiastowe przybycie z ludźmi i noszami. Resztę będzie wiedział on sam. Powiedz mu tylko, aby szedł ścieżką prowadzącą od domu, gdyż tędy będzie najbliżej.
— Boże! Złamana noga! Jakie to okropne! — zawołała drżącym głosem Pollyanna. — Jak dobrze, że tu przyszłam! Czy mogłabym czemś panu dopomóc?
— Owszem, mogłabyś, ale widocznie nie