Pewnego czerwcowego dnia panna Polly weszła pośpiesznie do kuchni. Zazwyczaj panna Polly nie miała ruchów pośpiesznych i była zawsze bardzo spokojna — dziś jednak zdradzała pewien pośpiech. Nansy, zmywająca w tej chwili naczynia, spojrzała na nią nieco ze zdziwieniem. Chociaż Nansy służyła u panny Polly dopiero od dwóch miesięcy, zdążyła jednak zauważyć, że pani jej nie okazywała nigdy zbytniego pośpiechu.
— Nansy!
— Słucham panią — odpowiedziała wesoło Nansy, wycierając półmisek.
— Nansy! — głos panny Polly stał się surowy — gdy mówię, proszę przerwać robotę i słuchać!
Nansy zarumieniła się.
— Dobrze, proszę pani, rozumiem! — odrzekła, jąkając się i kładąc pośpiesznie półmisek i ścierkę — tylko, że panienka sama kazała, aby naczynia były jak najprędzej umyte.
Panna Polly zmarszczyła brwi.
Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ I.
Panna Polly.