Strona:H. Porter - Pollyanna.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

wołał wesoło. — A możebyś chciała zobaczyć naszego chorego?
— Ach, owszem, proszę pana!
I kobieta na znak doktora, aczkolwiek mocno zdziwiona, poprowadziła Pollyannę w głąb mieszkania.
Przy drzwiach wiodących do pokoju chorego, sanitarjusz, pielęgnujący pana Pendltona, wydał okrzyk zdziwienia.
— Ależ, panie doktorze, pan Pendlton rozkazał, aby nikogo do niego nie wpuszczać!
— Być może — odpowiedział doktór — lecz ja wydaję inny rozkaz i przyjmuję za niego odpowiedzialność!
Potem zaś dodał z uśmiechem:
— Pan zapewne nie wie, że ta dziewczynka jest doskonałem lekarstwem. Jeżeli coś lub ktoś może dziś rozerwać nieco pana Pendltona, to tylko ona! Dlatego też ją posyłam!
— A któż to jest?
Doktór namyślał się przez chwilę, potem powiedział:
— Jest to siostrzenica jednej z najbardziej szanowanych osób naszego miasta. Nazywa się Pollyanna Whittier. Wielu z moich pacjentów zna ją i wszyscy odzywają się o niej jak najlepiej.
Sanitarjusz uśmiechnął się.
— A jakież są cechy tego cudownego lekarstwa?
Doktór poruszył głową przecząco.
— Nie wiem! Słyszałem tylko, że jest ona uosobieniem stałego i niewygasłego zadowolenia w sto-