A i to światło gaśnie w oka mgnieniu.
Bądź odtąd trochę skąpsza w przystępności
I więcej sobie waż rozmowę swoją,
Niż wyzywanie drugich do rozmowy.
Co się zaś księcia Hamleta dotyczy,
Bacz na to, że on jeszcze młodzieniaszek,
I że mu więcej jest wolno, niż tobie
Może być wolno kiedykolwiek. Słowem,
Nie ufaj jego przysięgom, bo one
Są, jak kuglarze, czem innem, niż szaty
Ich pokazują: orędownicami
Bezbożnych chuci, biorącemi pozór
Świętości, aby tem łacniej usidlić
Naiwne serca. Krótko mówiąc, nie chcę,
Abyś od dziś dnia czas swój marnowała
Na zadawaniu się z księciem Hamletem.
Pamiętaj, nie chcę tego. Możesz odejść.
Ofelia. Będę-ć posłuszną, Panie.
Taras zamkowy.
Wchodzą: HAMLET, HORACY i MARCELLUS.
Hamlet. Ostry wiatr wieje; przejmujące zimno.
Horacy. W istocie bardzo szczypiące powietrze.
Hamlet. Która godzina?
Horacy. Dwunasta dochodzi.
Marcellus. Dwunasta biła już.
Horacy. Już? Nie słyszałem.
Zbliża się zatem czas, o którym widmo
Zwykło się jawić.
Co to znaczy, Panie?
Hamlet. To znaczy, że król czuwa z czarą w ręku,
Zgraję opilców dworskich przepijając;
Każdy zaś taki sygnał trąb i kotłów
Jest tryumfalnem hasłem nowej miary
Przezeń spełnionej.
Horacy. Czy to taki zwyczaj?
Hamlet. Zwyczaj zaiste; mojem jednak zdaniem,