Mojego ciała czyni tak potężną,
Jak najsilniejszy nerw lwa nemejskiego.[1]
Ciągle mnie wzywa! — Puśćcie mnie! —
Na Boga!
W upiora zmienię tego, co mnie dłużej
Wstrzymywać będzie. — Idź, spieszę za tobą.
Horacy. Imaginacya w szał go wprawia.
Marcellus. Idźmy
W trop za nim; tu nie w porę posłuszeństwo.
Horacy. Idźmy. Na czemże się to skończy?
Marcellus. Widno,
Jest coś butwiejącego w państwie duńskiem.[2]
Horacy. Niebo zaradzi temu.
Marcellus. Śpieszmy za nim.
Oddalona część tarasu.
Wchodzą: DUCH i HAMLET.
Hamlet. Gdzie mnie prowadzisz? Mów: nie pójdę dalej.
Duch. Słuchaj mnie.
Hamlet. Słucham.
Duch. Zbliża się godzina,
O której w srogie, siarczyste płomienie
Muszę powrócić znowu.
Hamlet. Biedny duchu!
Duch. Nie lituj się nademną, ale bacznem
Uchem ogarnij to, co ci mam odkryć.
Hamlet. Mów, powinnością moją słuchać ciebie.
Duch. Jak niemniej zemścić się, gdy mnie wysłuchasz.
Hamlet. Zemścić się?
Duch. Jestem duchem twego ojca,
Skazanym tułać się nocą po świecie,
A przez dzień jęczeć w ogniu, póki wszystek
Kał popełnionych za żywota grzechów
Nie wypali się we mnie. Gdybym miejsca
Mojej pokuty sekret mógł wyjawić,