Strona:Hamlet (William Shakespeare).djvu/120

Ta strona została przepisana.

Byłby to widok, gdyby ci kto sprostał.
Z pomiędzy jego współziomków najpierwsi,
Mówił, fechmistrze stracili przytomność,
Oko i zwinność w spotkaniu się z tobą.

115 

 Opowiadanie to wzbudziło taką
Zawiść w Hamlecie, że niczego odtąd
Nie pragnął, jedno twojego powrotu
I sprobowania się z tobą na ostre.
Otóż więc. —

Laertes. Cóż więc, Panie?

Król.Laertesie,

120 

 Kochałżeś ojca? albo jestżeś tylko
Pokrowcem żalu, postacią bez serca?

Laertes. Dlaczego mię, Panie, o to się pytasz?

Król. Nie przeto, abym w wątpliwość podawał
Twoją ku niemu miłość, lecz dlatego,

125 

 Iż wiem, że miłość jest dziecięciem czasu;
A doświadczenie uczy mnie codziennie,
Że czas miarkuje jej siłę i zapał.
Płomień miłości zawżdy mieści w sobie
Coś nakształt knota, co moc jego tłumi;

130 

 Zresztą czas wątli wszelką doskonałość
I doskonałość wszelka, gdy zbyteczna,
Umiera z tego, co ma w sobie nadto.
Kto chce, powinien wraz to, co chce, spełnić:
Bo tochce zmienne tyle napotyka

135 

 Tam i szkopułów, ile jest na świecie
Ramion, języków i przygód; a później
Owo powinien staje się niewczesnem
Westchnieniem, które ulżywając, szkodzi.
Lecz wróćmy w sam rdzeń wrzodu: Hamlet wraca,

140 

 Cóż chcesz przedsięwziąć, aby się okazać
Nie w słowach, ale w czynie, dobrym synem?

Laertes. Przeszyć mu piersi na środku kościoła.

Król. Zemsta, zaiste, nie może znać granic,
I żadne miejsce uświęcać mordercy:

145 

 Chceszli się jednak zemścić, Laertesie,
Zamknij się na czas jakiś w swym pokoju.
Hamlet przybywszy dowie się, żeś wrócił.
Głosić będziemy przed nim twoją zręczność,
I sławę, którą ci zrobił ów Francuz,