zaſłońcie mię wazemi ſkrzydłami! — czegóż żąda twoie ſzanowne ziawienie?
Przebóg, on rozum ſtracił.
Czyliż przychodziſz twoiemu gnuśnemu przyganiać ſynowi, że on w nieczynnym tracąc czas smutku, to wielkie, dzieło zaniedbuie które mu przykazałeś.
Nie zapominay go, odwiedzam cię iedynie dla tego, abym twoie, prawie przytępione iuż przedsięwzięcie na nowo zaoſtrzył. Ale patrz co za ſtrach i zadumienie przeięły matkę two ią, o bądź pośrednikiem między nią, i iey wal czacą duſzą, przemów do niey Hamlecie.
Cóż ci to matko?
Ach coź to raczey tobie Hamlecie, że ty oczy twoie tak mocno w iedno mieysce wlepiaſz, i ze czczém rozmawiaſz się powietrzem duſza twoia tak dziko z ócz twoich wygląda, włoſy iak żywe powſtały ci na głowie o móy drogi ſynu, na co ty się tak patrzyſz.
Na niego, — na niego, czy widzisz te blade śmiatło, które go otacza, o, poſtać iego i ſprawę razem wziąwſzy, mogłoby to nieczu-