Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

z miejsca. Inne kobiety młócą grubymi kijami w spruohniałe nogi koni, szarpią je za trenzle w stronę byka. A same kłują długimi zaostrzonymi patykami bydlę, aby się odwróciło i uderzyło na konie.
Odwraca się wreszcie. Oba zwierzęta stoją naprzeciw siebie, becząc i rżąc pod potężnymi razami. Ale nie zamyślają wcale napastować siebie nawzajem.
Banderilleras przynoszą swe strzały. Przebiegają obok bydlęcia i wbijają mu ostrokończaste strzały w kark, w grzbiet, gdzie się uda. Drżąc, aż śmieszne w swej trwodze, zwierzę pozwala wszystko sobie robić.
— Do niczego byk! Do niczego baby! — krzyczą Meksykanie.
— Krwi! Krwi! — ryczy Jankes.
Odciągają szkapę na bok; Cinsuelo da Llarios y Bobadilla każe sobie podać szpadę. Salutuje nią, celuje i uderza — — w bok! Lawki pod gołem niebem szaleją z wściekłości; sztych powinien iść między rogami i przez kark przeszedłszy trafić serce, tak aby byk zaraz upadł na kolana. Więc uderza jeszcze raz — — w nozdrza. Krew pada kroplami na piasek, biedne zwierzę beczy i drży.
Gdyby paszcza olbrzyma rozryczał się tłum; zdaje się, że lada chwila runie na arenę.
Ale pijany Jankes przygłusza wszystko swym wyciem: — Teraz dobrze! Dobrze jest! Krew! Krew!
Szef policyi strzela z swego rewolweru w powietrze, by zyskać posłuch: — Bądźcie rozsądni! — krzyczy. — — Przecież na tem polega właśnie dowcip! Oni wzajemnie równo siebie warci, ten byk i te kobiety! —
Wtedy poczyna się śmiać strona pod gołem niebem;
— Ah! Ah! Równej wartości! — A kobieta uderza w bydlę; sześć, ośm, dziesięć razy uderza ostrzem w jego