Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

była naprawdę najbliższa. Ale teraz widzi pan dobrze: przegrywa pan; stąd pańska wściekłość na mnie, bijąca z każdego wiersza, który tu piszesz. To pańska książka, pewno, ale to także moja książka; nasza wspólna książka. Powtarzaj więc pan ciągle, że się do niej wdarłam, nie słusznie, na ślepo, nie prosząc o pańskie łaskawe zezwolenie, tak jak nieproszona wtargnęłam w życie pańskie. Mam prawo tu być i oto: jestem właśnie tu, wrastam w to życie, co godzinę silniejsze zapuszczam korzenie. Pan jednak zanika, mój panie baronie, zasycha, jako wiedniejące, znużone drzewo. A ja odziedziczam po panu, już teraz, pańskie godziny życia. Wierz mi pan, niebawem będę jedyną panią w tym zamku, będzie pan mógł po nim wędrować jako duch, jeśli zechcesz.
Nie wielka to dla mnie rozrywka, pisanie w tej książce czarnej. Robię to, aby, szczególnie dziś, przypomnieć panu, że ja tu jestem i że pan — wtedy — tu nie jesteś. Popatrz pan na mnie, mój biedny panie, siedzę tu, piszę moją własną ręką — —


∗                         ∗

Strona 983. — Tuż bezpośrednio. Pismo barona szczególnie wielkiemi, stojącemi literami, napisanemi grubo ołówkiem.
Ja, ja, ja tu jestem? Ja tu siedzę! Ja piszę! Ja jestem panem w zamku! Każę przyjść lekarzowi, dwu, trzem, zaraz, całemu tuzinowi lekarzy, pierwszym powagom europejskim. Chory jestem, to wszystko, a ty, ty jakaś kobieto, ty jesteś tylko moja nędzną chorobą! Ale oni cię już napędzą, mój robaczku, zaczekaj tylko!
— — — Tak, — oto napisałem trzy depesze, dwie do Berlina a jedną do Wiednia. Kochfisch nada je zaraz na poczcie. Ach, jeden z tych panów znajdzie pewno czas dla mnie i dla moich pieniędzy.


∗                         ∗