Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

o tem, że Francuzi nie znają naszych śmiesznych różnic stanowych, po za służbą każdy pospolitak jest tak dobry jak generał. A dopiero prawdziwego nabiera to znaczenia w koloniach, a jeszcze bardziej w legionie, gdzie niejeden przełożony jest chłopem, a nie jeden pospolitak gentelmanem. Schodziłem w dół, piłem z pospolitakami, a temu, który mi się spodobał, kazałem iść na górę. Wierz mi pan, znalazłem wśród nich niejedną przedziwną figurę, niejednego prawdziwego dyabła i niejedno dziecko tęskniące za matczyną spodnicą — chronicielką. Legion był moim wielkim muzeum, moją księgą, opowiadającą:mi coraz to inne baśni i przygody.
Albowiem ci chłopcy opowiadali mi wszystko, i weseli byli, gdy mnie samego chwycili, aby przedemną swe serce otworzyć. Widzi pan, to rzeczywiście prawda, że legioniści mnie lubieli, nietylko z powodu wina i kilku dni wypoczynku, które tu mieli. Rozumieją się oni na ludziach. Pan wie, że każdy z nich, to co zobaczy, za swoją własność uważa; że żaden z oficerów ani pospolitaków niczego nie pozostawi, by to w mgnieniu oka nie zginęło. I oto, w przeciągu dwudziestu lat przeszło tylko raz jeden ukradł coś u mnie pewien legionista, a koledzy byli by go na śmierć zatłukli, gdybym sam za nim nie prosił. Nie wierzy pan? — Ja sam nie wierzyłbym, gdyby mi to kto opowiadał, a jednak tak było literalnie. — Ludzie ci lubieli mnie, i postępowali tak, gdyż dobrze czuli, że ja ich lubię. Jak do tego przyszło? Panie Boże, tak jakoś z czasem. — Nie miałem ani żony, ani dziecka, wciąż sam tutaj przez tyle lat. — Legion, — to było przecież wszystko, co mi Niemcy otwarzało, co mi Jasną Rzeke niemiecką czyniło, choć tu powiewały flagi trójbarwne.
Wiem, że porządni obywatele w państwie nazywają