Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/136

Ta strona została uwierzytelniona.

półmartwych z głodu znaleziono ich w lesie; sierżantowi Jakóbowi Bieberichowi odcięli oni stopy i kazali mu się zabawić w Mazepę na zdechłym krokodylu. Przy Edgardhofen wyłowiliśmy go z rzeki, trzy tygodnie jeszcze męczył się biedaczysko w szpitalu, zanim umarł.
Czy ta lista panu wystarcza? Mogę ją przedłużyć, zszeregować nazwisko po nazwisku. Tutaj już się nie płacze — ale gdybym za każdym uronił tylko dwie łzy, napełniłbyś pan łzami beczkę, większą od największej w mojej piwnicy. A opowieść, zawarta w tej szkatułce z liczmanami, to ostatnia łezka, co tę pełną po brzegi beczkę przepełniła.
Stary przyciągnął szkatułkę do siebie i otworzył ją. Szukał długimi paznokciami wśród liczmanów, wziął jedną i podał mi. — To, patrz pan, to bohater!
Okrągły liczman z perłowej masy, okazywał podobiznę legonisty w mundurze. Pełna twarz żołnierza była niezwykle podobną do twarzy Chrystusa na wierzchu szkatułki; na odwrotnej stronie marki był ten sam napis, co nad głową ukrzyżowanego: K. K. Ż. II. C. L. E.
Przeczytałem: — K. K. żołnierz drugiej klasy de L’egion Etrangére.
— Słusznie! — rzekł stary. — To on jest, Karol Kö — — Przerwał: — Nie, nie wymieniajmy nazwiska. Pozatem może go pan łatwo znaleźć w dawniejszej liście marynarzy. Był kadetem okrętowym, nim tu przybył. Musiał ze służby kwitować i ojczyznę opuścić; zdaje się, że to z powodu 218 paragrafu naszej wspaniałej księgi kar, prześladowano go. Żaden z paragrafów tej księgi nie jest na tyle głupi, by nie werbować rekrutów do legionu.
Ach, jako aksamit, lub jedwab był ten nicpoń, kadet marynarki! Wszyscy go tak nazywali, koledzy i przełożeni. Zdesperowany chłopak, świadom, że życie swe