Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

szedł nawet tak daleko, że uparł się, by mi zwrócić wszystkie pieniądze, które mu w biegu lat wypłaciłem, i musiałem je przyjąć, aby go nie obrazić. Tak więc całe te pełne szafy, które pan tak podziwia, otrzymałem właściwie za darmo.
Za mojem pośrednictwem poznał kadet Hong-Doka, sam go raz wprowadziłem do jego domu. — Wiem, co pan chce powiedzieć: kadet okrętowy był bohaterem kobiet, a Ot-Chen wartą tego, by ją pożądać. — Nieprawdaż? A ja mogłem się przecie domyśleć, że Hong-Dok nie będzie spokojnie patrzeć na to.
O nie, nie, nie mogłem wcale przewidzieć! Tak byłbyś pan myślał, ale nie ja, który tak dobrze znałem Hong-Doka. Gdy to się wszystko stało, a Hong-Dok mi to opowiadał, tu na werandzie — o, daleko spokojniej i ciszej, aniżeli ja teraz — wydawało mi się to jeszcze wtedy tak niemożliwe, że niemal nie mogłem w to uwierzyć. Do chwili, dopóki środkiem rzeki dowód prawdziwości nie nadpłynął, usuwający wszelką wątpliwość. O całej tej sprawie często myślałem i zdaje się, odszukałem kilka niezwykłych przyczyn, które Hong-Doka do czynu tego popchnęły. Niektóre, — gdyż któż potrafi czytać dokładnie w mózgu, który dziedziczył przez tysiące generacyi i przepełniony był nadmierną potęgą, sztuką i wszystko przenikającą mądrością opium?
Nie, nie, nie mogłem niczego przewidzieć. Gdyby mnie był kto wtedy zapytał: — Co uczyni Hong-Dok, jeżeli kadet uwiedzie Ot-Chen, lub którą inną z jego żon? — to byłbym z pewnością odpowiedział: — — Nie podniesie nawet oczu od swej pracy! Albo, jeżeli będzie dobrze usposobiony, podaruje Ot-Chen kadetowi. — Tak musiałby uczynić ten Hong-Dok, którego znałem, tak a nie inaczej. Ho-Nam, jedną z swych żon, przyłapał on