Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

jeśli na monetach naszych spostrzeżemy litery: D. G., Dei Gratia, a przeważna część europejskich książąt śmieje się nie mniej z swego stanowiska „z łaski Bożej“. Ale wyobraź pan sobie panującego, który w to wierzy, który rzeczywiście najsilniej jest przekonany, że jest wybrańcem! Wiem dobrze, że porównanie nie jest całkowicie trafne, ale jest w tem pewna analogia. Hong-Dok nie wierzył naturalnie w Boga, wierzył tylko w naukę wielkiego filozofa; ale o tem, że rodzina jego jest wybraną, że o całe niebo jest wyższą od wszystkich w okolicy, o tem był, i to słusznie, całkowicie przeświadczony. Przez nieskończenie długi czas byli jego protoplaści władcami, niezaprzeczonymi jedyne-władcami. U nas książę, jeśli choć trochę jest rozsądny, wie doskonale, że w jego państwie żyje wiele tysięcy ludzi, którzy są o wiele mądrzejsi, o wiele bardziej wykształceni od niego. Hong-Dok i jego przodkowie tak samo dobrze wiedzieli, że jest przeciwnie: niezgłębiona przepaść oddzielała ich zawsze od masy ich ludu. Oni jedynie byli władcami — wszyscy inni byli niewolnikami. Oni jedynie posiadali mądrość i wykształcenie, równych sobie widzieli tylko, jeżeli w przeciągu wielu lat pojawili się posłowie sąsiedniego państwa nad morzem, albo jeszcze z dalszych stron z południa z Siamu, albo gdy przez dzikie góry Meosu przybyli chińscy mandaryni. Powiedzielibyśmy: przodkowie Hong-Doka byli bogami wśród ludzi. Odczuwali oni inaczej: czuli się ludźmi wśród brudnych zwierząt. Czy rozumie pan różnicę? Pies nas oszczekuje — zaledwie się wtedy zwraca głowę w jego stronę.
Potem przybyli barbarzyńcy z północy, ci pod czarną chorągwią. Zajęli kraj i zburzyli miasto i inne jeszcze miasta dokoła. Tylko przed domem panującego zatrzymali się i nie ruszyli włosa nikomu z tych, którzy doń należeli.