Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

jego wspomnień zamieszkuje maleńką, zapomnianą od dawna izdebkę. Że jest jakimś kwiatem uszczkniętym po drodze, by go wetknąć w dziurkę przy surducie, dobrym po obiedzie, ale którą się wyrzuca zmieniając na wieczór ubranie. — Uznał tylko jedno, co zdało mu się stosownem w tej chwili do użycia, gdyż hrabina mogła przypuszczać, że jest w tem przynajmniej odrobina prawdy. Mogło to zresztą, jak sądził, zastąpić miejsce różnych wybiegów. Zaczął więc z uczuciem i wygłosiwszy w przestankach dobrze odmierzonych kilka frazesów: że długo walczył z samym sobą, że mu serce niemal pęka i t. d. Przyzwyczaił się jednak do burzliwego życia i wie dokładnie, że bez niego obyć się już nie potrafi. Majątek jego starczy jednakże zaledwie dla jego własnej osoby, i nawet w cząsteczce nie zadowoliłby wymagań hrabiny. Oboje zrośli się tak ze zbytkiem i komfortem, że każdy brak spowodowałby — — A ponieważ raz przecie rozejść się trzeba, więc odjeżdża teraz, aby rozstanie nie było jeszcze boleśniejsze — —
Jak zwyczajnie, mówiąc, wierzył Jan w tej chwili w to, co wygłaszał, przekonanym był więc, że hrabina każdą zgłoskę słów jego bierze na seryo. Nie mówiła nic, wtedy otoczył ją ramieniem. Górna warga jego wydęła się nieco, jeszcze tylko, słów kilka — — nie płakać — — los — — ujrzą się znowu — — westchnienie i łzy — — tak, a potem będzie dobrze.
Ale hrabina wyśliznęła mu się z objęć. Wyprostowała się, spojrzała mu wprost w oczy, a potem rzekła spokojnie: — Wincenty da nam to, czego nam brakuje. — Oniemiał, wlepił w nią ździwiony wzrok, bełkocząc półsłówkami: — Co? — — Czyś ty oszalała — — ? — Ale ona nie słyszała tego wcale, tylko odwróciwszy się odeszła powoli ku zamkowi. Tak zaś pewną była swego, tak