Wcześnie rano obudził go kamerdyner i objaśnił, że samochód czeka, poczem pomógł mu spakować się. Jan Olieslagers nie spytał go ani o pana, ani o panię domu, usiadł tylko, by do hrabiego słów kilka napisać. Próbował trzy razy list skleić — — ale podarł go potem. A gdy samochód wyjeżdżał z nim przez bramę parku, hen w mgłę poranku, westchnął z widoczną ulgą: — Dzięki Bogu!
∗
∗ ∗ |
Pojechał do Indyi. Nie posyłał już teraz żadnych kartek z drogi do hrabiego. — Po upływie pół roku otrzymał jednak list, który wędrował za nim po świecie kilka miesięcy. Na kopercie adres do niego skreślony był ręką hrabiego, a wewnątrz było drukowane zawiadomienie o śmierci hrabiny. Jan Olieslagers odpowiedział natychmiast pięknie długim listem, z którego był bardzo zadowolonym. Nie przegalopował się, a jednak pisał otwarcie i bez przemilczeń. Był to list, który pewnie wywrze wrażenie na tym, do kogo był adresowanym. I przejęło go uczucie zadowolenia, gdy go wrzucał do skrzynki, jakby po spełnieniu jakiegoś faktycznego czynu. Ale nie otrzymał odpowiedzi. Po roku dopiero, gdy po wielu miesiącach włóczęgi znów się znalazł w Paryżu, doszedł go drugi list hrabiego.
Krótki on był, ale szczery, prawie serdeczny, jak za dawnych czasów bywało. Hrabia prosił go w imię przyjaźni z lat młodzieńczych, by o ile możności jak najszybciej przyjechał do Ronvalu. Chodzi tu o ostatnią wolę hrabiny.
Jan Olieslagers zawahał się, czy podróż ta nie kryje w sobie jakieś nieprzyjemności. Nie zaciekawiało go wcale rozwiązanie rodzimego dramatu, niezajmującego go już od