dawna. To też rzeczywiście dzięki jedynie resztkom przyjaźni z lat młodzieńczych zdecydował się wreszcie pojechać.
Hrabiego nie było na dworcu. Ale służący, który go wiózł do zamku, prosił go, by zaraz podążył do biblioteki, gdzie hrabia go oczekuje. Jan Olieslagers przekonanym był po tem przyjęciu, że jego pobyt na zamku nie przysporzy mu żadnej przyjemności. I dlatego nie udał się bezwłocznie do hrabiego, gdyż był przeświadczonym, że wszelka nieprzyjemność i tak za zbyt rychło się pojawia. Udał się do swego pokoju, wskazanego mu przez kamerdynera, kąpał się powoli, przebrał się i kazał sobie podać posiłek do swego pokoju, gdyż uczuł głód. Późno dopiero wieczorem, westchnąwszy, postanowił udać się do swego przyjaciela.
Siedział on przed kominkiem.
Żadna książka, żadne pismo nie leżały w pobliżu, a jednak hrabia musiał już od kilku godzin tu siedzieć, gdyż nadmiar niedopałków papierosowych wypełniał popielniczkę.
— Ach, jesteś nareszcie, — rzekł cicho, — czekam już długo na ciebie. Może się napijesz?
To powitanie wydało się Flamandczykowi dość sympatyczne, trącił się więc szklanką z przyjacielem. Trzy, czy cztery szklanki ciężkiego, burgundzkiego wina — a odnalazł wnet dawną pewność siebie. Puszczał dym z papierosa wprost w stronę ognia na kominku i było mu zupełnie dobrze w obszernym, klubowym fotelu. Nieco cynicznie rozbrzmiało nawet, gdy rzekł:
— Opowiadaj więc!
Ale wnet pożałował tego górnego tonu, uczuł nawet pewnego rodzaju litość, gdy usłyszał nieśmiałe słowa: — Wybacz — — czy nie zechciałbyś łaskawie ty najpierw
Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.