piętą, szerokie rękawy spadały aż poza łokcie, a długie wąskie ręce, na piersiach złożone, otaczały lekko przeźroczystymi niemal palcami krucyfiks z kości słoniowej.
— Czy przeszła na katolicyzm? — zapytał Flamandczyk.
— Tak, ostatniego dnia nawróciła się — rzekł hrabia. — Muszę powiedzieć jednak — mówił dalej zniżając głos — że przypuszczam, iż uczyniła to jedynie dlatego, by być jeszcze pewniejszą swej przysięgi.
— Jakiej przysięgi?
— O, jeszcze w przeddzień swej śmierci kazała mi przysiądz, że wypełnię, co do litery, jej ostatnią wolę. Nie ma w tem nic szczególnego, tyczy się to tylko przeniesienia jej zwłok do kaplicy zamkowej; powiedziała mi to jeszcze wtedy, chociaż testament jej dopiero dziś otworzyć mogę.
— Więc nie przeniesiono jej jeszcze?
— Nie! Czy nie byłeś nigdy w kaplicy w parku? Prawie wszyscy moi przodkowie bywali najpierw grzebani na cmentarzyku, okalającym ją. Dopiero po latach odgrzebywało się ich, a kości przenosiło się w wielkich glinianych urnach do kaplicy zamkowej. Jest to prastary normandzki zwyczaj, którego początków szukać należy w czasach Rogera Krwawego; sądzę, że wprowadzano go, z powodu, że prawie żaden z mych awanturniczych przodków nie umarł w domu. Wówczas towarzysze jego przywozili wdowie przynajmniej kości jego. W naszej kostnicy w urnach spoczywa Filip, który padł pod Jaffą i Autodorn, zwany Prwowansalczykiem, bowiem matka jego była hrabiną z domu Orange. Król Harald zabił go pod Hastings. Także bastard Ryszard spoczywa tam. Kalwiński Henryk stracić go kazał, gdyż o dwadzieścia lat za wcześnie brał się do sztyletu, z którym później Raveillacowi lepiej się
Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.