w niedzielę wieczorem i położył się zadowolony spać, najadłszy się i napiwszy dostatnio, dzięki staranności czcigodnej pani Dubonnet.
Każdego rana i wieczora zjawiał się Chaumié na strażnicy dzielnicowego posterunku policyjnego, by złożyć sprawozdanie. W pierwszych dniach ograniczały się one do tego, że nic najmniejszego nie zauważył. Dopiero we środę wieczorem oznajmił, że sądzi, iż wpadł na ślad. Naciśnięty pytaniami, by więcej wyjawił, prosił, aby mógł na razie zamilczeć; nie zdaje sobie bowiem nawet sprawy z tego, czy to co, jak sądzi, odkrył, ma rzeczywiście jakiś związek z śmiercią dwu samobójców. Obawia się zaś, by się nie zblamował i aby go skutkiem tego potem nie wyśmiano. We czwartek raport jego był mniej stanowczy, choć dużo poważniejszy; ale i teraz nie miał nic do powiedzenia. W piątek rano był nieco podnieconym. Przypuszczał, na poły żartem, że okno pokoiku posiada w każdym razie jakąś dziwną siłą przyciągającą. Twierdził jednak, że niema to najmniejszego związku z samobójstwami i że wyśmianoby go z pewnością; gdyby więcej powiedział. Wieczorem tego dnia nie zjawił się wcale w strażnicy dzielnicowej; znaleziono go wiszącego na ramie okiennej.
I teraz okoliczności okazały się takie same, nawet w szczegółach, co przy poprzednich wypadkach. Nogi wisielca leżały na podłodze, a za stryczek posłużył mu znów sznur od story. Okno było zamknięte, drzwi otwarte; śmierć znów weszła tu o godzinie szóstej po południu. Usta zmarłego były szeroko otwarte, a z nich zwieszał się w dół język.
Ten trzeci z rzędu wypadek samobójstwa w pokoju pod numerem 7 spowodował, że jeszcze tego samego dnia wszyscy goście wyprowadzili się z Hotelu Stevens,
Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.