Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

się cofnąć i towarzyszkę pozostawić w miłosnem odurzeniu. Nagle oddzielił się zupełnie i począł biedz, jak tylko mógł szybko precz z siatki. Ale w tejże chwili jakaś dzika żywotność wstąpiła w pajęczycę. Szybko popędziła za nim. Słaby samczyk opuścił się szybko po nitce w dół, samiczka zaraz za nim. Oboje wbiegli na deskę okna. Z całych sił usiłował samczyk ujść pościgu. Za późno! Pochwyciła go silnym chwytem pajęczyca i poniosła go do sieci, w sam jej środek. I oto to samo miejsce, które przed chwilą było łożem rozkoszy, ujrzało inny obraz. Próżno szamotał się kochanek, wyciągał swe słabe nóżki, chciał się wysunąć z jej dzikich objęć; kochanka nie puściła go już więcej. W kilka minut oprzędła go tak, że nie mógł ruszyć żadnym członkiem. Następnie wraziła silne szczęki w jego ciało i ssać poczęła łapczywie młodą krew kochanka. Widziałem jeszcze, jak w końcu nędzną nie do poznania bryłkę, — nóżki, skórę i ścięgna, — z pogardą z sieci precz wyrzuciła.
Taką więc jest miłość u tych zwierząt — — Cieszę się, że nie jestem młodym pająkiem.
Poniedziałek, 14. marca.
Nie zaglądam wcale do mych książek. Tylko przy oknie przesiaduję po całych dniach. A gdy jest ciemno siedzę dalej. Nie ma jej już tam, ale wtedy zamykam oczy i widzę ją — —
Hm, ten dziennik innym się naprawdę staje, aniżeli przypuszczałem. Mówi on o pani Dubonnet i komisarzu, o pająkach i o Klarimondzie. Ale nie mówi nie o odkryciach, które chciałem poczynić. — Cóż poradzę na to?
Wtorek, 15. marca.
Wynaleźliśmy oryginalną zabawę, Klarimonda i ja, po całych dniach jej się oddajemy. Pozdrawiam ją, w tejże chwili pozdrawia mnie ona. Potem bębnię palcami o szybę,