uwierzenia jak ona szybko mnie pojęła, jak w tejże sekundzie czyniła to samo, co ja czyniłem.
Wtem zapukano; był to służący, który przyniósł moje trzewiki. Wziąłem je, — i gdy do okna powracałem, wzrok mój padł na kartkę, na której zanotowałem był następstwo ruchów. I oto ujrzałem, że nie wykonałem ani jednego z moich ruchów.
Zawróciło mi się w głowie, chwyciłem się poręczy krzesła i opadłem na nie. Nie wierzyłem, czytałem kartkę raz i drugi — — A było tak! — wykonywałem przy oknie następstwo ruchów — — ale to nie było moje następstwo.
I przejęto mnie znów uczucie: — drzwi otwierają się szeroko, — jej drzwi. Stoję w nich i wlepiam wzrok — — nic, nic, — tylko ta pusta ciemność. Wówczas byłem pewny: — jeżeli teraz wyjdę, będę uratowany, i wiem doskonale, że jeszcze mógłbym wyjść. Nie poszedłem jednak. Stało się to, bo przejęło mnie uczucie: zatrzymasz przy sobie tajemnicę, nie zdradzisz jej. Silnie, obu rękoma! — Paryż, — Paryż zdobędziesz!
Przez chwilę Paryż silniejszym był aniżeli Klarimonda — — Ach, teraz prawie nie myślę o tem. Teraz czuję jeno miłość, a wśród niej tę cichą, miłosną trwogę.
Ale w tej chwili uczułem się znów silny. Przeczytałem jeszcze raz moje następstwo ruchów i zapamiętałem dokładnie każdy ruch. Potem wróciłem do okna.
Dokładnie uważałem co czynię: nie było w tem ani jednego ruchu, który chciałem wykonać.
Wówczas postanowiłem potrzeć o nos wskazującym palcem. Ale pocałowałem szybę. Chciałem bębnić palcami o blat okna, a przesunąłem ręką po włosach. To jest pewnem, że nie Klarimonda naśladuje to, co ja czynię; raczej ja naśladuje to, co ona czyni. A dokonywałem tego
Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.