nentem. — Co to mogło być? Dziś rozumiem ten dziwny stosunek, wówczas jednak nie mogłem nic z tego pojąć.
— Potem baron Friedel podróżował bardzo dużo. Spotykałem go czasem, ale zawsze tylko przelotnie. Ustaliłem jednak, że towarzyszył Amundsenowi podczas pierwszej jego wyprawy do bieguna, że następnie jako adjutant pułkownika Villbois-Mareuil brał udział w wojnie z Burami, że pod Mafeking był rannym, a pod Hortbeesfontain dostał się do angielskiej niewoli. W ciągu tych lat wydał on tom poezyi i rzeczywiście zajmującą pracę o Theokopolim. Było to owocem jego podróży do Hiszpanii. Zadziwiło mnie to tembardziej, że zawsze na myśl mi przychodziło niezwykłe podobieństwo barona do ciekawego portretu tego malarza, zwanego przez współczesnych „El Greco“. Bo też rzeczywiście Jezus Marya Friedel był jedynym z ludzi spotkanych przezemnie w życiu, u którego biel od czerni (jak to mówią) oddzielić się nie da.
Następnie spotkałem go znów w Berlinie na posiedzeniu naukowo — humanitarnego komitetu. Siedział naprzeciw mnie, pomiędzy panią Inez Seckel a komisarzem policyi, panem Treskowem. Pił znowu i palił, przysłuchując się równocześnie z zajęciem wykładowi. Było to w owym czasie, gdy Hirschfeldowski podział indywidyów na heteroseksualne i homoseksualne zdawał się ogólnie przyjmować, gdy stronę naukową zagadnienia uważano już za rozwiązaną, a starano się następnie dojść do praktycznych konsekwencyi. Mówiliśmy mało ze sobą, ale przypominam sobie, co mi powiedział, gdyśmy w garderobie palta ubierali: — Ci panowie sądzą, że to wszystko jest tak niebywale proste. Ale, wierz mi pan, — — są wypadki, w których należałoby zastosować zupełnie inną tabliczkę mnożenia.
Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.