do jakiegoś sklepu: — Proszę o kieliszek koniaku. — Ale hrabia meklemburski nie poruszył się nawet na swem krześle, zaczytany w jakimś prastarym numerze gazety „Reichsboten“. — Dajże mi pan przecie koniaku! — Nie ruszył się. — Do dyabła! — krzyknąłem — chcę dostać koniaku! — Teraz zdecydował się na odpowiedź, obrażony mym krzykiem: — Nalej-że go pan sobie! Przecież stoi tam butel! — Cudowni są ci ludzie z zamarłych czasów w tym pra-lesie. Dostatnio lub ubogo żyją z kapitaliku, przywiezionego ze sobą, przebijając się wśród trosk przez życie, trudniąc się po trosze uprawą roli lub chowem bydła, i stając wobec wszystkiego, czego od nich życie tam zażąda, jak małe dzieci. Śmiać się człowiek musi — ale przytem wilgotnieją mu nieco oczy.
W tym kraju wszędzie przyjmą cię gościnnie. Czy to przyjedziesz do Niemca, Francuza, Anglika, Hiszpana czy Włocha, każdy z nich raduje się, że jesteś jego gościem w małej jego posiadłości. Gdy dają ci, co mają najlepszego, mówią, że to tylko dobre, lada nicpoń panem czuje się nagle w estancyi; należy tylko jak najdłużej w gościnie zabawić, a najlepiej wcale nie wyjeżdżać. Można naturalnie zamieszkać nawet u Niemców o krwi błękitnej, nieco inaczej się jednak u nich mieszka, gdyż oni są ludźmi lepszego gatunku. Zaszczytem dla ciebie jest nie lada, jeżeli cię raczą przyjąć, ale wcale nie czynisz im zaszczytu, jeżeli się u nich pojawisz. Prócz tego otrzymuje się u nich wszystko w złym gatunku, lecz za to musi się za wszystko bardzo słono płacić. Lecz oni domu swego nie nazywają hotelem, — pfuj, to nie jest w dobrym tonie. Pensyonatem zwą go, pensyonatem — bo takim może zarządzać każda baronowa. Właściciel pensyonatu nie troszczy się wprawdzie wcale o to, czy masz buty wyczyszczone, ale za to bierze pieniądze. Prawie
Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.