Strona:Hanns Heinz Ewers - Opętani.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

Czasem tylko — rzucił który z nas okiem na scenę, najczęściej na to tylko, by rzucić w jej stronę jakieś bezczelne słowo, — — w tem objawiał się nasz dowcip. Ta „elastyczna“ — ach, ta była przyjaciółką Whitheya. Przypijaliśmy do niej, wrzeszczeli, życzyli jej bliźniąt na urodziny, — tak że aż zachodził się śmiechem tłum w parterze. Gdy Loo-pink-the-Loop weszła na scenę Gelling był już tak pijany, że zaledwie mógł ryczeć; służący teatralni wynieśli go, a kobiety odwiozły go do domu. Piłem dalej sam.
Potem pojawiło się trzech chłopaków amerykańskich: głupi, obrzydliwi nicponie z Bowery, śpiewający błazeńskie pieśni. Publiczność szydziła, wrzeszczała i łajała ich, odsyłając ich do czorta, ale chłopcy mimo to powrócili na scenę. Teraz nie śpiewali już, lecz tańczyli, wybijając twardymi obcasami swój taniec marynarski. Coraz szybciej wirowały ich nogi, coraz silniej deptały posypane piaskiem deski. Wziąłem program, by poszukać ich nazwisk, — byli to „trzej Dickensi“.
Ale gdy znów na scenę spojrzałem, nie było już na niej tych „trzech Dickensów“. Jedynie sześć nóg skakało tam po scenie, wybijając takt w wściekłem tempie, uderzając w podkówki i uwijając się po scence. Sześć nóg, sześć smukłych, czarnych nóg.
Zasłona spadła, a ludzie poczęli klaskać., Niczego nie spostrzegli i teraz również nie widzieli niczego, gdy — jedna po drugiej — sześć nóg wyszło przed rampę i ukłoniło się. Sześć czarnych nóg tych „trzech Dickensów“.
— — Kto to ukradł im ciała? Ależ nie, tak być nie mogło, — chciano tych nóg, a nie tych ciał. Ciała były bez wartości, — obrzydliwe głowy, wąskie piersi i małpie ramiona, — nikt nie chciałby ich sobie przywłaszczyć. Ale tych sześć nóg: stalowe struny, wysmukłe, karne. Wspaniałych sześć nóg!