Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/100

Ta strona została przepisana.

do swego cesarza, a cesarz zachorzał ciężko i jak powiadano, musiał umrzeć. Naprzód już obrano nowego cesarza, a lud stał po ulicach i gdy zjawił się dworzanin, spytali wszyscy, jak się ma chory.
— Hm! — rzekł swym obyczajem dumny dworzanin i potrząsnął głową.
Cesarz leżał w paradnem łożu skostniały i blady. Dworzanie sądzili, że już zmarł i pospieszyli z hołdami do nowego władcy. Kamerdynerzy zaczęli paplać o tem, co się dzieje, a dziewki dworskie odprawiły wielkie zebranie, piły kawę i paplały także. Wszędzie po salach i krużgankach rozścielono grube sukna, by stłumić odgłos kroków, toteż w pałacu zapanowała cisza grobowa. Ale cesarz nie umarł jeszcze. Leżał sztywny i blady pod aksamitnemi firankami łoża, a ponad jego głową świecił przez otwarte okna księżyc, oblewając blaskiem cesarza i sztucznego ptaka.
Biedny monarcha ledwo mógł dychać, jakby mu coś uciskało piersi. Otwarł oczy i zobaczył, że śmierć siedzi na jego piersiach. Śmierć włożyła sobie na głowę cesarską koronę i ujęła w jedną dłoń złotą szablę, a w drugą berło cesarza. Z pośród fałdów firanek wyzierały różne twarze, jedne brzydkie, zjadliwe, inne zaś łagodne i zwiastujące pokój. Były to złe i dobre czyny cesarza i patrzyły nań teraz, gdy śmierć już na nim siedziała.
— Czy pamiętasz to? — pytała jedna. Czy pamiętasz to? — pytały wszystkie po kolei, a potem opowiadały różne rzeczy, od których mu pot spływał z czoła.
— Nie pamiętam! — Nie pamiętam! — wołał zrozpaczony, — Muzyki! Muzyki! Niech uderzą w wielki bęben państwowy, bym nie słyszał tego, co mówią widma!