Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/107

Ta strona została skorygowana.

Historyjkę tę opowiadano mi często, gdym był dzieckiem, a za każdym razem wydawała mi się piękniejszą. Podobnie, jak ze staremi opowieściami bywa nieraz z ludźmi i jest to sprawa wielce miła.
W pewnej wsi żyła para małżeńska. Byli to starzy już chłopi i nie przelewało im się wcale. Mieli oni konia, który pasł się po rowach przydrożnych. Gospodarz jeździł na nim, lub wypożyczał sąsiadom do roboty. Mimo to doszli do przekonania wraz z żoną, że możnaby dostać za konia coś użyteczniejszego w gospodarstwie. Nie wiedzieli tylko co to ma być.
— Mój drogi! — rzekła gospodyni — Ty, już najlepiej to załatwisz! Właśnie jest jarmark w sąsiedztwie, jedź tedy i sprzedaj konia, lub zamień na coś innego. Co uczynisz będzie zawsze słuszne. Powiadam ci, jedź na jarmark.
Zawiązała mu chustkę na szyi, wygładziła kapelusz, pocałowała w usta, on zaś dosiadł konia i pojechał.
Słońce prażyło strasznie, nigdzie nie było śladu cienia.
Jeździec spotkał znajomego, który pędził na jarmark krowę.
— Możnaby zamienić konia na tę krowę! — pomyślał sobie. — Cóż za rozkosz mieć własne mleko, ser, śmietanę i masło.
Zbliżył się doń i rzekł: