Daleko, daleko, tam gdzie jaskółki odlatują na zimę, żył król, który miał jedenastu synów i córkę Elżbietkę. Byli, oczywiście królewiczami i chodzili do szkoły z gwiazdą na piersi i szablą u boku. Pisali na złotych tabliczkach djamentowemi rysikami i uczyli się bardzo dobrze, a mała Elżbietka oglądała piękne obrazki w drogocennych książkach.
Było dobrze wszystkim dzieciom króla, ale nie potrwało to długo.
Król ożenił się powtórnie, a macocha nie lubiła dzieci. Ile razy urządzały balik, nie dawała im prawdziwej kawy, ni ciastek, jeno sypała piasek na talerzyki i w filiżanki, każąc udawać, że jedzą i pija.
Po tygodniu niespełna oddała małą Elżbietkę na wychowanie okolicznemu chłopu, a o królewiczach nagadała tyle mężowi, że przestał o nich dbać całkiem.
— Przemieńcie się w ptaki — powiedziała im pewnego dnia — i lećcie sobie w świat daleki!
Królewicze przybrali zaraz postać dzikich łabędzi i polecieli do parku i w lasy, krzycząc rozgłośnie.
Ptaki wirowały przez chwilę nad dachem chaty chłopskiej w której spała mała Elżbietka. Ale nikt ich nie widział, ni słyszał, przeto poleciały dalej w gęste bory, sięgające wybrzeża morskiego.
Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/115
Ta strona została skorygowana.