Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/125

Ta strona została skorygowana.

ręce i nogi zrozumieli co dla nich uczynić postanowiła. Najmłodszy zapłakał, a ile razy spadła łza jego na ręce siostry, ustawał w tem miejscu ból straszliwy i znikały bąble.
Spędziła na pracy całą noc, gdyż pilno jej było oswobodzić braci, nie ustawała też przez dzień następny podczas nieobecności łabędzi, ale mimo że była samotna, czas biegł szybko, pod wieczór skończyła jedną koszulę i zaczęła drugą.
Nagle zabrzmiał od strony gór róg myśliwski i szczekanie psów. Wstała przerażona, zebrała pokrzywy, wniosła je do groty i usiadła na stercie ziela.
Niedługo potem wyskoczyło z krzaków kilka psów i myśliwi stanęli u wnijścia. Najpiękniejszy z nich był królem tego kraju. Przystąpił do Elżbietki i rzekł:
— Skądżeś się tu wzięła, śliczna dziewczyno?
Potrząsnęła głową na znak, że mówić nie może i ukryła ręce pod fartuch, by król nie widział ran.
— Jedź ze mną! — oświadczył. — Tutaj zostać nie możesz. Jeśli jesteś tak dobra jak piękna, to ubiorę cię w jedwabie i aksamity, włożę ci złotą koronę na głowę i umieszczę w najpiękniejszym pałacu!
Rzekłszy to wsadził ją na konia nie bacząc, że się broni i załamuje ręce, zapewniał ją, iż mu kiedyś będzie wdzięczną za to co czyni.
O zachodzie słońca stanęli w pięknej, ogromnej stolicy, a król wprowadził Elżbietkę do marmurowego pałacu, gdzie biły fontanny. Ściany pokrywały obrazy i dywany, ale biedaczka nie patrzyła na nic, płacząc jeno i smucąc się. Przyzwoliła biernie, że ją przybrano w królewskie szaty, wpleciono perły we włosy i rękawiczkami okryto poranione ręce.