Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/126

Ta strona została skorygowana.

Gdy ją ujrzeli dworzanie, skłonili się nisko, król zaś oświadczył, iż ją pojmie za żonę, wbrew opinji biskupa, który twierdził, iż dziewczyna ta musi być napewne czarownicą.
Król kazał muzyce grać, służba wniosła wyśmienite potrawy, ale na twarzy Elżbietki nie było uśmiechu. Dręczył ją smutek wielki. Po spacerze wśród przepysznych ogrodów, otwarł król drzwi małego gabineciku, gdzie spać miała. Był wysłany zielonym dywanem, tak, że przypominał grotę, na ziemi leżało naręcze pokrzyw, a gotowa koszula wisiała na ścianie. Jeden z giermków przyniósł to wszystko na dziwowisko.
— Pocieszy cię to, — rzekł król — jako przypomnienie dawnego życia.
Teraz dopiero uśmiechnęła się biedaczka. Nabrawszy nadziei, że mimo wszystko zdoła ocalić braci, ucałowała rękę króla, on zaś przycisnął ją do serca i kazał bić we dzwony, na znak rozpoczęcia uroczystości weselnej. Piękna, niema dziewczyna została królową.
Arcybiskup musiał jej sam włożyć na głowę koronę, a ze złości wcisnął ciasną obręcz tak głęboko na czoło, że odczuła dotkliwy ból.
Milczała dalej, pamiętna życia i ocalenia braci, oczyma jednak wyrażała królowi wdzięczność i miłość. Istotnie kochała go z każdym dniem bardziej. Nie mogąc mu się zwierzyć, szła każdej nocy do zielonego gabinetu i tkała jedną koszulę po drugiej.
Zbrakło jej atoli pokrzyw. Użyć mogła tylko pokrzyw rosnących na cmentarzu, a trudno było wymknąć się z pałacu.
Ufna jednak w pomoc bożą, wyszła pewnej księżycowej nocy, przebyła ostrożnie ogród i skierowała się ku cmentarzowi. Siedziały tam w krąg szkaradne cza-