Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/127

Ta strona została skorygowana.

równice, nagie, jakgdyby się kąpać miały i grzebały pazurami w świeżej ziemi. Biedna Elżbietka musiała przejść koło nich, a chociaż jej rzucały złe spojrzenia, modłami zdołała powstrzymać czary i wróciła do pałacu z naręczem pokrzyw.
Jeden jedyny człowiek widział to wszystko, a mianowicie arcybiskup, który pracował długo w noc, w pałacu swoim. Utwierdził się w mniemaniu, iż królowa jest czarownicą i opętała króla.
Wyznał wszystko królowi podczas spowiedzi. Rzeźbieni święci w kościele zaprzeczali ruchem głowy, jakby chcieli rzec:
— To nieprawda! Królowa jest niewinna!
Ale arcybiskup wytłumaczył ten cud w ten sposób, że potrząsali oni głowami z wielkiego oburzenia.
Król zapłakał gorzko i podejrzenie zakradło się do jego serca. Nie sypiał teraz nocami, śledził żonę i przekonał się, że ciągle chodzi do zielonego gabinetu.
Z dnia na dzień stawał się bardziej ponury, a Elżbietka nie mogło odgadnąć przyczyny. Płakała często i dużo łez spadło na purpurę królewską, której jej tak zazdroszczono. Tymczasem jednak praca postępowała żwawo i brakło już tylko jednej koszuli. Nie mając pokrzyw postanowiła wyruszyć na cmentarz. Mimo odrazy do szkaradnych czarownic zaufała Bogu i poszła.
Ale król i arcybiskup śledzili ją z oddali. Ujrzeli obaj, że zbiera pokrzywy z grobów i zobaczyli też czarownice.
Po powrocie, rzekł król:
— Niech ją sam lud osądzi!
A lud skazał ją na spalenie na stosie.
Wtrącono ją do wilgotnego lochu i miast posłania dano naręcze zebranych przez nią pokrzyw. Porzucano