Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

W pół roku potem, rzekła jej pani domu:
— Droga Haniu. Odwiedź rodziców. Zanieś im wielki bochen pszennego chleba. To ich ucieszy.
Hanka wzięła najlepszą suknię, nowe trzewiki i podkasała się, by niczego nie splamić w drodze. Natrafiła jednak na wielką kałużę. Nie chcąc powalać obuwie, położyła bochen na błocie i stanęła na nim. Ale chleb zapadł się wraz z nią, tak że znikła pod wodą i nic widać nie było na powierzchni bagna.
Gdzież się znalazła Hanka?
Spadła wprost do osiedla wiedźmy bagiennej, która gotuje opary. O różnych baginkach wiemy dużo, a nic prawie o wiedźmie bagiennej. Otóż gotuje ona w swym browarze mgły i opary, które się unoszą nad moczarem. Hania spadła prosto do niej.
A było tam strasznie. Mnóstwo beczek cuchnącego błota okrywała warstwa ślizkich i zimnych płazów i gadów, ropuch i węży.
Wiedźma była w domu i miała gości. Tegoż właśnie dnia przybył, zwiedzić browar, djabeł, wraz z babką swoją.
Babka przyjrzała się Hani uważnie przez okulary i rzekła:
— Ta dziewczyna ma zdolności! Nadaje się w sam raz do mego przedpokoju jako figura dekoracyjna. Proszę, daj mi ją na pamiątkę tych odwiedzin.
Hania została podarowana i dostała się do piekła.
Przedpokój piekielny był straszliwie długi. Cisnęło się w nim mnóstwo ludzi pragnących, by im drzwi miłosierdzia otwarto, ale nie było to wcale łatwą rzeczą. Niektórzy czekali tak długo, że ich tysiącletnie pająki osnuły pajęczyną. Czekał tu skąpiec, który zapomniał