Strona:Hans Christian Andersen - Baśnie (1929).djvu/147

Ta strona została skorygowana.

Była sobie raz jedna kobieta, która pragnęła bardzo mieć dziecko, ale nie wiedziała, skąd je wziąć. Poszła więc do pewnej szkaradnej czarownicy i powiedziała:
— Radabym mieć małe dzieciątko. Wyjaw mi, skąd je wziąć?
— Nie trudno! — odparła czarownica. — Masz tu ziarnko owsa. Ale nie jest to owies, jaki rośnie na polu, służący do karmienia kur. Włóż to ziarnko do doniczki, a zobaczysz, co się stanie.
— Dziękuję ci, — rzekła kobieta, dała czarownicy srebrny pieniądz, poszła do domu i zasadziła ziarnko. Zaraz wyrósł z niego piękny kwiat, podobny do tulipana, ale płatki zwarte były z sobą, jak to bywa w pączku.
— Co za śliczny kwiat! — zawołała kobieta i ucałowała cudne czerwono-żółte płatki. Nagle, zanim jeszcze skończyła całować, rozwarł się kwiat z wielkim trzaskiem. Kobieta zobaczyła, że jest to prawdziwy tulipan, ale pośrodku na słupku kwiatowym siedziała śliczna mała dziewczynka. Nie była większa od palca i dlatego nazwano ją Paluszką.
Za kołyskę dostała śliczną łupinę orzecha, materace jej były z płatków fiołków, a przykrywała się listkami róży. Tak spała w nocy, za dnia zaś bawiła się na stole. Kobieta postawiła na nim talerz z wiankiem kwiatów o łodyżkach zanurzonych w wodzie. Po talerzu pływał płatek tulipana i na nim to żaglowała